Pewnego ranka zapukała do drzwi , weszła. Nawet nie zapytała o zgodę . Wzięła moje kanapki i schowała za poduszkę . Popatrzyłam w jej zimne oczy . Nic nie powiedziałam . Tak zaczęła się moja historia .
Chowanie i wymiotowanie , podjadanie słodyczy . Złość , kłótnie , kontrola , pragnienie sukcesu i chudości .
Schudłam i nieświadoma tego wszystkiego trafiłam do szpitala . Ogłupili lekami , zrobiło się ze mnie potulne ciele . Odstawili .
Nastała kolejna wola walki by to co znienawidzone zostało zrzucone . Nie jadłam , raz miałam napad . Bardzo mało schudłam . Kolejny szpital i niemiłe słowa , które zraniły . Bardzo zraniły . Powrót i kolejna wola walki .
Bez sensu . 365 dni w roku obiecywać sobie , że jutro pierwszy dzień diety . Zwykle kończyło się pójściem do kuchni i upolowaniem coś do jedzenia . Później złość na siebie . Cały czas . Uczucie smutku , niespełnienia, beznadziejności . Pamiętne trzy dni , kiedy trzymałam się planu .Duma z siebie i szczęście . Później napad i powrócenie do starej wagi .
Dopada wielki smutek . Próba pozostawienia tego wszystkiego . Nieudana .Szpital.Nic się nie dzieje-zero poprawy.Przeniesienie do innego.
Tu zaczyna się ciekawie . Krótkie zauroczenie , w dodatku odwzajemnione . Smutek odebrał mi chęć zaspokajania głodu . Schudłam aż 4 kg . Krótka radość . Kochany pan doktor wkracza do akcji . Przytyje 9 kg i do domu . Rozpacz . Nic . Trzeba jeść . Orzeszki ziemne , czipsy , 7days'y i jeżyki - nowi przyjaciele .
Wreszcie wypis .
Chrum , chrum .
Kolejne próby - zresztą nieudane .Historia lubi się powtarzać . Choć schudłam 2 kg .
Może jutro od początku ??? Tak , codziennie to słyszę .